wtorek, 21 marca 2017

Charles GUÉRIN (1873-1907) Mélodie païenne Venez ce soir, m'amie, à la vesprée ; Pendant qu'au bourg on danse la bourrée, Vous passerez par la porte du clos, Et je vous attendrai sous les bouleaux, Près de la source au soleil empourprée. Dans la forêt de muguets diaprée, Par nos pas surprise fuira l'Orée, Et nos voix feront vibrer les échos. Venez ce soir, Et je vous dirai, ô mie adorée, Mon amour à vos lèvres murmurée, Eclose en baisers sur vos yeux mi-clos ; Et dans votre gorge aux clairs et blancs flots Si vous voulez que ma main égarée... Venez ce soir.

Przyjdź dzisiaj, kochanie, na nieszpory; Podczas gdy w mieście tańczymy zalani, Przejdziesz przez zamknięte drzwi, A ja czekam na ciebie pod brzozami, Blisko źródła karmazynowego słońca. W lesie pstrych lilii, Na nasze zdziwienie nie uciekają nad przepaść, A nasz głos będzie kołysać echa. Przyjdź dziś wieczorem I powiem ci, O ukochany! Moja miłości, usta szepną. Wykluły się pocałunki na oczach przymkniętych; W naszych gardłach, aby wyczyścić i białe fale Jeśli chcesz mojej utraconej ręki ... Przyjdź dziś wieczorem.
"Tempête"

L'orage s'ammoncèle et pèse sur la dune Dont le flanc sablonneux se dresse comme un mur. Par instants, le soleil y darde un faisceau dur De rayons plus blafards qu'un blême éclat de lune. Les éclairs redoublés tonnent dans l'ombre brune. Le pêcheur lutte et cherche en vain un abri sûr. Bondissant en fureur par l'océan obscur, L'âpre rafale hurle et harcèle la hune. Les femmes, sur le port, dans le tourbillon noir, Gémissent, implorant une lueur d'espoir... Et la tempête tord le haillon qui les couvre. Tout s'effondre, chaos, gouffre torrentiel ! Sur le croulant déluge, alors, voici que s'ouvre En sa courbe irisée un splendide arc-en-ciel Pali się burza i waży na wydmie Czyj piaszczysta strona stoi za ścianą. Czasem Słońce wiązki znad dużej Darde Rejonów, z ponad bladego księżyca blasku. Sobowtór grzmotu pioruna w brązowym cieniu. Rybak walczy i nie szuka w próżnej bezpiecznego schronienia. Furia skacząca w ciemnym oceanie, Przed skowytem rozerwanie i nękanie toastu. Kobiety, w porcie w ciemności wir, Jęczą, błagając promyk nadziei czerwca ... I wygina, szturmuje raj który pokrywa. Wszystko się wali, chaos, ulewną przepaścią! Na rozpadającej się powodzi, więc o to się otwiera W jego wspaniałym łuku tęczy, nie tęczy nieba. Jules BRETON (1827-1906) "Tempête"